Nie lękajmy się, zaczerpnijmy mocy

Jezus naucza inaczej niż współcześni Mu uczeni w Piśmie. Razem są oni z Jezusem w synagodze, lecz oni świadczą o tym, czego się nauczyli od siebie nawzajem, Jezus świadczy o Sobie, czego nauczył się o Sobie, czego nauczył się od Boga, z którym stanowią Jedno. On jest Tym, o którym mówi Pismo. O którym nie zamierzają mówić uczeni w Piśmie.

Uczeni w Piśmie sami i dla siebie samych są pośrednikami słowa, przekazują sobie słowo, nie czerpią go z Boga. Oni interpretują słowo, a Jezus jest Nim. Oni nie byli prorokami na Jego obraz i podobieństwo. Byli bardzo szeroką bramą do Boga. Każdy mógł w tę bramę wejść, nawet ten, co Boga nie znał. Wchodząc przez tą bramę, jaką byli uczeni w Piśmie, wstępujący tam mógł nie znaleźć Boga. Ich, uczonych w Piśmie tam znajdował. W ich słowie było ich nauczanie, w Jego słowie było życie, jakim Sam Jezus żył. Mimo to, Jezus przyszedł wypełnić co do joty to prawo, które uczeni w Piśmie głosili i wypełnił je swoim Słowem i Sobą samym – życiem i zmartwychwstaniem. I przywrócił całemu, głoszonemu przez uczonych w Piśmie prawu jego pierwotny sens, którym jest Sam Bóg.

Słowa uczonych w Piśmie i Jezusa winny się spotkać, a uczeni i Jezus winni uradować się z tego spotkania, bo ich słowa reprezentować miały tego samego Boga. Powinny te słowa stać się jedno i mieć tę samą moc, rozpoznawać się i uznawać. Ale to Jezus wyrzuca złego ducha, a oni, uczeni, się dziwią. Oni nie chcą takiego słowa, które jest wymagające, które w sposób namacalny, konkretny sprawdzać się ma w życiu, w jego najbardziej konkretnej i wymagającej praktyce. Nie chcą, by wypowiadane przez nich słowo, było weryfikowane przez czyny i by ich czyny miały świadczyć o ich wierze w to, co sami głosili. Chcieli tylko, by uzyskany status pośrednika słowa dawał im władzę nad innymi, taką lub podobną, na obraz takiej, jaką miał Bóg. W ten sposób świat jaki dawał im Bóg i od Niego go mieli, nazywali swoim.

Uczeni nie chcieli, by ta władza, jakiej pragnęli mieć od Boga, służyła innym. Służyła im prawdziwie i konkretnie. Taką ma moc słowo i nauka Jezusa. Najbardziej to wiarygodne i wymagające świadectwo, kiedy działanie potwierdza słowo, a owoce są dobre.

Trzeba sięgnąć swoją wiarą głęboko w wymiar Ducha, by dobyć stamtąd moc do działania zgodnego z Bożym planem, zgodnie z tym, co Bóg mówi do nas w duchu. Oni, uczeni zamieniają wymiar ducha, na który się powołują, na wymiar ciała i takie słowo głoszą. A stąd nikt nie jest w stanie zaczerpnąć mocy. Nie ma jej w szerokiej bramie rytuałów, ceremonii, bezdusznych reguł. W nich tylko oni, uczeni się rozeznają – a mówią z przekonaniem, kiedy mają oskarżać w swoim mniemaniu niewiernych prawu, ale jedynie temu prawu, zawartemu wyłącznie w ich słowie. To jest ich słowo, to jest ich królestwo, to jest ich bóg. A Jezus jest mocny Duchem, który w Nim jest, to jest Jego władza. Jego moc jest tam, gdzie On jest, nie tam, gdzie jest świątynia, jak w przypadku uczonych w Piśmie.

On, Jezus włada słowem, jest Nim. Rozporządza Sobą, stąd moc Słowa, jakie głosi. To jest Ten prorok, podobny do Mojżesza, jakiego miał wzbudzić jego ludowi Bóg. Uczeni używają słowa, lecz nie mają mocy dokonać nim zmiany w człowieku. Słowo, jakie On wypowiada ma moc i jest tym, które usłyszał od Boga. Czy te głosy zatem mogą być takie same i utworzyć z Jezusem wspólnotę Głosu? Mogły by takie być. Jednak nie są, bo uczeni w Piśmie nie rozpoznali znaku czasu. Gdyby rozpoznali, ich słowo, tak jak apostołów miałoby moc czynienia cudów. Wzięliby moc z Jezusa. Oni, uczeni, jednak moc dla swojego słowa czerpali z siebie samych.

Złe duchy świadczyły o Jezusie – mówiły o Nim święty Boży. Wyrzekały Mu, że zmusza ich do zmiany, a uczeni w Piśmie mimo to nie rozpoznali znaku czasu. Nie chcieli zmiany. Złe duchy były Jezusowi posłuszne, Jezus je wyrzucał z opętanych, a uczeni w Piśmie się dziwią i nie są w stanie wyrzucić belki ze swojego oka. Każda dobra zmiana w człowieku, to widomy znak Boga i działania Ducha w nim i w świecie. Dlatego Jezus w człowieku właśnie czyni sobie świątynię i stamtąd wyrzuca złe duchy, by w człowieku była moc życia, jakim On jest. Szukajmy znaków, tam będzie Bóg. Zauważmy znaki i rozpoznajmy słowa, które mają moc. Tam jest Bóg. One padają obok nas i nie muszą to być słowa uczonych w Piśmie.

Nie próbujmy podobać się na co dzień bliskim, choćby najbliższym i postępować tak, by zaskarbić sobie ich sympatię. Bo kto będzie chciał wybrać bliskich w momencie próby, nie zaś Boga, wybierze ludzi i wybierać może porządek ciała. Stąd trzeba nam tak żyć, jakbyśmy nie posiadali majątku, nie mieli żon, braci, sióstr. I w tym wyrazi się nasza najgłębsza do nich miłość. Jak Jezus, możemy stać się dla innych drogą. A tacy, którzy mieli nie Boga, ale innych za tych, których słuchają, byli w tym samym czasie razem z Jezusem w synagodze, jak mówią niedzielne czytania. Od takich zaś, jak mówi Mojżesz w I czytaniu, Bóg zażąda zdania sprawy i ich życia.

Nikt nie może zostać nauczony, jak brać moc z Jezusa. Sam musi to zrobić, sami zaczerpnąć. Zacznijmy od pokornej modlitwy o uzdrowienie, by stać się świątynią Mocy. Pilnujmy się jednak, by zły duch, który zostanie zmuszony do zmiany, usunięcia się w ciemność z mocy Imienia Jezus, nie sprowadził jeszcze siedmiu innych i byśmy, jako nieuważni słudzy, nie zamienił mocy Jezusa w słowo bez Jego mocy i nie skryli się pod korcem.

 

Autor: Andrzej Roter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *