Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na VI niedzielę zwykłą

1. W ubiegłą niedzielę czytania pokazały nam osoby, które spotkały w swym zwyczajnym życiu Boga. Spotkanie to było tak przemieniające, że od tego momentu Bóg i Jego sprawy stały się w ich życiu najważniejsze. Także one przypomniały nam, że doświadczenie Bożej świętości, Jego miłości i miłosierdzia, Jego mocy nie ogranicza się tylko do osób wyjątkowych, ale że Bóg chce takiej relacji z wszystkimi. Czytania dzisiejszej niedzieli pokazują nam dwie alternatywy życiowych postaw, życiowych wyborów. Człowiek może upatrywać swe szczęście i bezpieczeństwo w Bogu (I czytanie), w Jego Królestwie zapoczątkowanym przez Jezusa Mesjasza (Ewangelia) oraz w umarłym i zmartwychwstałym Jezusie Mesjaszu (II czytanie). Jest też jednak inna grupa osób, która swe szczęście i bezpieczeństwo upatruje w drugim człowieku, w możliwościach i mocy ciała (w sobie), a od Pana odwraca swe serce (I czytanie). W tej grupie są osoby, które nie spotkały Jezusa Mesjasza i w Niego nie wierzą. Nie wierzą, że On zmartwychwstał i że wiara w Niego daje nadzieję na życie wieczne, na osobiste zmartwychwstanie w ciele. Ci wszyscy, którzy w Bogu, w Jego Królestwie, w Jego przemieniającej mocy upatrują szczęście i bezpieczeństwo, nazwani są błogosławionymi, szczęśliwymi, cieszącymi się pełnią życia i miłości przez całą wieczność. Ci zaś, którzy w innych wartościach niż Bóg upatrują swe szczęście i bezpieczeństwo albo sami chcą je osiągnąć bez Boga, nazwani są przeklętymi (Łukaszowe biada pełni identyczną rolę). Co to znaczy? Słownik Teologii Biblijnej udziela takiej odpowiedzi: „… przekleństwo w swej pełnej formie zawiera dwa terminy ściśle ze sobą powiązane: przyczynę lub warunek, który pociąga za sobą określony skutek: ponieważ uczyniłeś to a to, spotka cię takie nieszczęście”. Dlatego to nie Bóg kogoś przeklina, tylko sam człowiek odłączając się od Boga, siebie czyniąc sprawcą wszystkiego, skupiając się wyłącznie na sobie i zamykając się w obrębie tego świata, sprowadza na siebie i innych nieszczęście, biada. Ale nawet i w takim przypadku ST zapowiada Mesjasza, Który dla przezwyciężenia przekleństwa sam stanie się grzechem i przekleństwem (por. Zch 14,11).

2. Nowotestamentalne teksty czytań pokazują nam Jezusa Mesjasza, Który poprzez swoje Słowo oraz czyny chce uczynić nas błogosławionymi, czyli szczęśliwymi, ufającymi Bogu. W tym celu gromadzi wokół siebie uczniów, odbudowuje nowy Lud Boży na fundamencie 12 apostołów. To pośród tego nowego Ludu, który gromadzi się przy Jezusie, rozpoczęło się panowanie Boga, nazwane Królestwem Boga. W II czytaniu św. Paweł naucza, że Jezus, podejmując dobrowolną śmierć za nas, stał się znakiem grzechu i przekleństwa, ale zmartwychwstając, urzeczywistnił zapowiedź proroka Zachariasza i odtąd nie ciąży już na nas żadne przekleństwo. Skoro On zmartwychwstał, to nasze grzechy zostały nam przebaczone, nasze przekleństwo zostało przezwyciężone, a my sami mamy obietnicę i nadzieję życia wiecznego, naszego zmartwychwstania w ciele. Prawda o zmartwychwstaniu Jezusa i nadzieja naszego zmartwychwstania są dlatego fundamentem naszej wiary. Gdyby Jezus nie zmartwychwstał, nie byłby Mesjaszem i nie byłoby dla nas nadziei nowego życia.

3. Przesłanie dla nas. Św. Paweł kieruje dziś do nas trzeźwą przestrogę, zadając pytanie – czy tylko w tym życiu pokładam nadzieję w Chrystusie, czy też z nadzieją oczekuję życia wiecznego? Co jest fundamentem mojej nadziei, mocą której mogę stawić czoło teraźniejszości? Św. Augustyn napisał kiedyś: „W gruncie rzeczy pragniemy tylko jednej rzeczy – «szczęśliwego życia», życia, które po prostu jest życiem, po prostu «szczęścia». Ostatecznie w modlitwie nie prosimy o nic innego. Nie dążymy do niczego innego – tylko o to chodzi”. Potem jednak Augustyn mówi: „patrząc lepiej, wcale nie wiemy, czego pragniemy, czego właściwie chcemy. Nie znamy bowiem tej rzeczywistości; także w tych momentach, w których myślimy, że jej dotykamy, nie osiągamy jej naprawdę”. (List do Proby).

Komentarz Benedykta XVI: „W jakiś sposób pragniemy życia, tego prawdziwego, którego potem śmierć nie tknie; równocześnie jednak nie znamy tego, ku czemu zmierzamy. Ta nieznana «rzecz» jest prawdziwą «nadzieją», która nas inspiruje, a jej niepoznawalność jest równocześnie przyczyną wszelkiej rozpaczy, jak też wszelkich pozytywnych czy destruktywnych zrywów w stronę autentycznego świata i autentycznego człowieka. Słowo «życie wieczne» usiłuje nadać imię tej nieznanej, a znanej rzeczywistości. Z konieczności jest to określenie niewystarczające, które wywołuje zamieszanie. Określenie «wieczne» budzi w nas bowiem ideę czegoś nie kończącego się i tego się lękamy; kojarzy nam się ze znanym nam życiem, które kochamy i którego nie chcemy utracić, ale równocześnie przynosi ono więcej trudu niż zaspokojenia, a zatem podczas gdy z jednej strony pragniemy go, z drugiej go nie chcemy. Możemy jedynie starać się myślą wybiec poza doczesność, w której jesteśmy uwięzieni i w jakiś sposób przeczuwać, że wieczność nie jest ciągiem następujących po sobie dni kalendarzowych, ale czymś, co przypomina moment ostatecznego zaspokojenia, w którym pełnia obejmuje nas, a my obejmujemy pełnię. Byłby to moment zanurzenia się w oceanie nieskończonej miłości, w którym czas – przed i potem – już nie istnieje. Możemy jedynie starać się myśleć, że ten moment jest życiem w pełnym znaczeniu, wciąż nowym zanurzaniem się w głębię istnienia, podczas gdy po prostu ogarnia nas radość” (Spe salvi, nr 12). Czy tego pragnę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *