Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na XIV niedzielę zwykłą
1. W pierwszym czytaniu opisane powołanie na proroka ma miejsce w Babilonie. Ezechiel jest synem kapłana i z tej racji miał pełnić taką funkcję jak jego ojciec. Świątynia jednak została zniszczona a on razem z tymi, którzy przeżyli znajduje się w niewoli, na ziemi, patrząc oczyma Żyda, nieczystej. Nie jest nazwany przez Boga swoim imieniem (jego imię znaczy – Bóg jest mocny albo Bóg czyni mocnym), ale otrzymuje nowe imię: Syn Człowieczy (93 razy jest tak nazwany), syn Adama, postać kolektywna i symboliczna zarazem. Jest zatem z natury przemijający, śmiertelny. W dodatku jest w otoczeniu narodu buntowników, sprzeciwiającego się Bogu, nieposłusznego, zamkniętego na Boga i Jego dzieła. To do takich ludzi jest posłany jako prorok, czyli ktoś kto widzi wszystko oczyma Boga, czuje Jego sercem. Nawet, jeśli jego posłannictwo nie zostanie przyjęte, to jednak ci, do których jest posłany mają mieć świadomość, że jest pośrodku nich prorok Boga, że Bóg towarzyszy im nawet w ziemi nieczystej, w ich codzienności.
2. W poprzednie niedziele św. Marek pokazał nam Jezusa jako tego kto ucisza potężną burzę na Jeziorze Genezaret, kto wskrzesza umarłą córkę przełożonego synagogi, kto uzdrawia kobietę, z której uchodziło życie. Dziś wraz z uczniami Jezus odwiedza swoją rodzinną miejscowość, uczestnicząc między innymi w liturgii synagogalnej. Wieści o Jego działalności zapewne są im znane. Może dlatego poproszono Go o przeczytanie tekstu Tory lub proroka, przypadające na daną sobotę i skomentowanie ich. Jezus chętnie to uczynił. Reakcja rodaków na Jego obecność i słowa była dwojaka. Z jednej strony wyrażają podziw dla Jego mądrości i wewnętrznej mocy, którą dokonywał tylu uzdrowień. Z drugiej strony obecni znają Jego i Jego rodzinę, znają Jego do niedawna wykonywany zawód. W języku greckim św. Marek używa na określenie zawodu Jezusa pojęcia tekton, posiadającego szerokie znaczenie, które możemy oddać jako „robotnik”, „kowal”, „rzemieślnik”, ze wskazaniem na wykonywanie pracy ręcznej. Uświadommy sobie, że księga Syracydesa zawody: rolnika, rzemieślnika, kowala i garncarza wyklucza jako poważane i szanowane („Tych jednak do rady ludu nie będzie się szukać ani na zgromadzeniu nie posunie się na wyższe miejsce. Ani nie zasiądą oni na krześle sędziowskim, ani nie będą znać się na Prawie Przymierza. Nie zabłysną ani nauką, ani sądem, ani się nie znajdą między [tymi, co układają] przypowieści, ale podtrzymują oni odwieczne stworzenie, a modlitwa ich prac dotyczy [ich] zawodu” (38,33-34). Ta zwyczajność, pospolitość rodziny i zawodu Jezusa sprawiają, że mieszkańcy Nazaretu nie potrafią w Jezusie zobaczyć Bożego posłańca, proroka, nie mówiąc już o oczekiwanym Mesjaszu, Bogu, któryby przyjął ludzką naturę. Nie wierzą Bogu. Nie są otwarci na Jego obecność i dzieła w zwykłej codzienności. Bóg w stosunku do nich jest bezradny. Nie może zmienić ich serc, nie może uzdrowić ich chorób.
3. Co z usłyszanych czytań może wynikać dla nas, dla naszej codzienności? Po pierwsze. Bez względu na to w jakiej jesteśmy sytuacji egzystencjalnej Bóg jest z nami. Abyśmy mogli Jego konkretne dotknąć, usłyszeć powołuje dla nas proroków, zwyczajnych ludzi, poprzez których On działa, uobecnia swoją miłość i miłosierdzie. Takich ludzi obojga płci może nie jest dużo pośród nas, ale to dzięki nim Bóg zbawia nas i świat. Trzeba też nieustannie modlić się, by Bóg dla naszego dobra powoływał takie osoby i byśmy dzięki nim mieli poczucie, że w świecie mimo wojen, zła, niesprawiedliwości, dużej ilości zniewolonych osób jest ktoś kto nas kocha, nad nami czuwa i chce naszego zbawienia.
Po drugie warto zadać sobie pytanie – dlaczego ja nie dowierzam Bogu, Jezusowi Mesjaszowi, dlaczego odrzucam tych, których Bóg daje mi jako zbawicieli, wyzwolicieli, koło ratunkowe, uosobienie Jego Miłości? Może główną przeszkodą jest tak samo jak u mieszkańców Nazaretu, że my znamy życie tych, których Bóg nam posyła jako swoich posłańców? Może nam się wydaje, że Bóg nie może być taki zwyczajny, wcielony w zwykłego człowieka i że Jego miłość właśnie chce przez nich do nas docierać?
Po trzecie, może nasza niewiara, którą jest zamknięcie na osobę Jezusa Mesjasza, jest przyczyną, że nie doświadczamy w swym życiu uzdrawiającej miłości Boga? Może zakończyliśmy kolejną pompejankę, kolejną nowennę i nic się nie wydarzyło w naszym życiu?
Po czwarte – mamy też obietnicę w Ewangelii. Ci, którzy uwierzyli Jezusowi, przyjęli Go jako proroka i Mesjasza a są chorzy, doświadczą nałożenia na ich głowy dłoni Jezusa i uzdrowienia.
Najnowsze komentarze