Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego XVIII Niedzielę Zwykłą
1. Gdyby słuchacz lub czytelnik Księgi Koheleta (nazwa nie oznacza imienia autora, tylko funkcję – przewodniczącego zgromadzenia) zatrzymał się wyłącznie na jej pierwszym (1,2) i ostatnim zdaniu (12,8): „marność nad marnościami – wszystko marność”, mógłby dojść do przekonania, że autor poprzez motto i ramę, chce nam powiedzieć – wszystko na tym świecie jest absurdalne, przemijające, niewarte dogłębnego zaangażowania i trudu. W takim ujęciu autor byłby nihilistą, dla którego życie nie ma żadnej wartości, żadnego celu i sensu. Takie odczytanie księgi byłoby powierzchowne i krzywdzące. Autor, jako człowiek wierzący, w centrum swoich rozważań stawia pytanie o treść i warunki umożliwiające osiągnięcie ludzkiego szczęścia (eudajmonii). Jego pesymistyczne stwierdzenia miałyby w tym dyskursie o prawdziwym szczęściu, funkcję dekonstrukcji fałszywych, choć powszechnych, wyobrażeń o szczęściu. Prawdziwego szczęścia należy szukać nie we własnym, ludzkim wysiłku, nie w posiadaniu, ale w Bogu. Takie stwierdzenie znajdziemy w następnym wierszu (2, 24) po naszym I czytaniu: „Nic lepszego dla człowieka, niż żeby jadł i pił, i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy. Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi”. Zatem wszystko należy przyjmować jako dar Boga, nim się cieszyć i za niego dziękować.
2. Pierwsze czytanie przybliża nas do zrozumienia Jezusowej mądrości z Ewangelii. Jezus zostawia nam dwa mądrościowe zdania. Pierwsze – sens naszego życia, nasze szczęście nie zależą od zgromadzonego przez nas mienia. Drugie – gromadź sobie skarby dla nieba, bądź bogaty w dobra nieprzemijające. Jeśli będziesz gromadził tylko dla siebie, dla swej rodziny, będziesz ostatecznie nieszczęśliwy. Mamy zatem przeciwstawione dwie formy gromadzenia. Możemy gromadzić dla siebie i nie dla siebie. Co może oznaczać gromadzić dla siebie? W centrum swego życia stawiać siebie, swoje ja, swoje dobro, swoją korzyć, swoją przyjemność. Po drugiej stronie mamy inną postawę – w centrum swego życia postawić dawanie siebie, dawanie dobra, miłości, troskę o relacje, więź z innymi. Jeśli od tej strony popatrzymy na starożytną dyskusję, jaką prowadził ze swoimi współczesnymi Kohelet, to odpowiedź udzieloną przez Jezusa, można by tak scharakteryzować: uznaj, że wszystko, co nie jest miłością w twoim życiu – to marność nad marnościami. Uwierz, że to miłość, relacje z innymi są twoim prawdziwym i największym bogactwem, które liczy się u Boga. Być uczniem Jezusa to doświadczyć, że Bóg w Jezusie ofiarowuje ci swoją miłość, która przyjęta, uzdolni cię do miłości, do prawdziwego szczęścia.
3. Przesłanie dla nas. My także, jako uczniowie Jezusa, mamy swoje wyobrażenia, co czyni nas szczęśliwymi albo nieszczęśliwymi. Warto zadać sobie dziś pytanie – co jest największym skarbem mego życia, o co najbardziej zabiegam, co jest moją najgłębszą życiową troską? Pieniądze? Bogactwo? Kariera? Zdrowie? Słowo Boże oraz Jezus ukierunkowują nas na inne wartości. Celu i sensu naszego życia upatrują w dawaniu siebie innym, w miłości, w tworzeniu relacji, więzi z innymi. Św. Paweł powie w innym miejscu: wszystko przeminie, pozostanie tylko to, co powstało z miłości.
W czwartek obchodziliśmy uroczystość św. Ignacego Loyoli. W swoich „Ćwiczeniach duchowych” (nr 187) pozostawił on nam taką radę: „Zanim podejmiemy decyzję, wyobraźmy sobie, że stoimy przed Jezusem, tak jak u kresu życia, przed Tym, który jest miłością. Wyobrażając siebie tam, w Jego obecności, na progu wieczności, podejmujmy decyzję na dziś”. Niech ta mądrość towarzyszy nam każdego dnia, a szczególnie gdy podejmujemy nasze decyzje.
Najnowsze komentarze