Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na piątą niedzielę zwykłą
Pierwsze czytanie z księgi Hioba opisuje kondycję człowieka w czarnych barwach. Nasz polski przekład oddaje ten stan słowami – życie jest bojowaniem. Taki przekład nie oddaje dobrze tekstu źródłowego. Autorowi chodzi bardziej o to, że życie ludzkie podobne jest do służby kogoś kto został wcielony do wojska i idzie na wojnę i tam czekają go tylko trudy, wyrzeczenia, walka a może nawet utrata życia czy kalectwo. Dalej chodzi też o pracę niewolnika, który nie jest wolny i musi codziennie w pocie czoła trudzić się dla swego pana. W kolejnym zdaniu pojawia się inne porównanie – życie ludzkie podobne jest do pracy najemnika, który jest wolny, ale nic nie ma poza swoją siłą i który codziennie musi się najmować, aby zarobić na siebie lub rodzinę. Wszyscy oni są udręczeni, wzdychają by dzień szybko minął albo wojna lub czas niewoli się skończyły. Dopiero śmierć będzie wybawieniem, końcem udręki, końcem walki i ciężkiej pracy. Na razie życie podobne jest ciężkiej chwilki, która szybko przemija. Hiob wychodząc z tej perspektywy skarży się Bogu na swój ciężki i beznadziejny los. Czyżby Bóg, który jest dobry i miłujący chciał tylko takiego losu dla człowieka?
Satysfakcjonującej odpowiedzi nie znajdziemy w księdze Hioba. Pełniejszą odpowiedź daje dopiero Jezus Mesjasz. Przyjrzyjmy się zatem dzisiejszej Ewangelii. Jezus po przedpołudniowej modlitwie w synagodze idzie do domu Piotra, jednego ze swoich uczniów. Tam zastaje jego chorą teściową. Szybko ją uzdrawia i ta od zaraz może pełnić swoją służbę (diakonia) miłości. Po zachodzie słońca, czyli kiedy zakończył się szabat, u drzwi domu Piotra gromadzi się całe miasteczko ze swoimi chorymi i opętanymi, zniewolonymi przez złego ducha. I wszystkich Jezus uzdrawia, zmienia im egzystencję, by podobnie jak teściowa Piotra mogli bez bólu, cierpienia i zniewolenia służyć innym, normalnie żyć. Dalej, kiedy mieszkańcy Kafarnaum chcą Jezusa zatrzymać dłużej dla siebie, Ten stanowczo odchodzi by inni w całej Galilei mogli tego samego doświadczyć.
Jakie przesłanie o Bogu i kondycji człowieka płynie z zachowania Jezusa? Odczytuję to tak. Nie jest prawdą, że Bóg stworzył człowieka by ten tylko w pocie czoła ciężko pracował, bał się nieustannie o swe życie, cierpiał lub miał być niewolnikiem kogokolwiek. Jezus jako wcielony Syn Boży, istotowo zjednoczony z Bogiem Ojcem obchodzi Galileę i szuka ludzi cierpiących i udręczonych by im pokazać miłość i troskę samego Boga. Bóg nie chce takiego losu dla człowieka. No, dobrze, ale przecież sam Jezus cierpiał, był zmiażdżony przez niesprawiedliwość, bezsilność. To prawda. Było to jednak Jego dobrowolne pragnienie, by wejść do końca w krańcową niesprawiedliwość i niedolę losu ludzkiego i ją poprzez krzyż i zmartwychwstanie przezwyciężyć a tym samym dać wszystkim nadzieję. Bóg jest z każdym kto cierpi, doświadcza okropności życia. Mało, On nawet razem z nami współcierpi, przeprowadzając nas, tak samo jak swego Syna, przez każde cierpienie i krzyż. Nie jesteśmy sami a kresem naszego życia nie jest jak za czasów Hioba śmierć, poza bramą której nie bardzo wiadomo, co jest. Jezus pokazał nam swoim życiem, że za bramą śmierci czeka nas kochający Bóg, pełnia życia i szczęścia. Jest to zupełnie inne spojrzenie na Boga i na samego człowieka. Nie ma już pesymizmu jaki płynie z I czytania. Nawet, jeśli życie nasze nie jest usłane kwiatami różami, to jednak Bóg nam wciąż towarzyszy, obdarza swoją miłością, szuka nas i okazuje nam swoją troskę i moc. Taki jest Bóg, który przyszedł do nas w Jezusie Mesjaszu. Bogu niech będzie chwała! Amen!
Bardzo dziękuję za kolejną homilie o. Zdzisławowi. Jak zwykle: leciutko, lakonicznie, esencjonalnie i wydawałoby się że ta konkluzja to coś oczywistego – a nie koniecznie. To piękne naprowadzenie (pierwsze czytanie, Ewangelia ale również w tym świetle drugie czytanie i psalm) uświadamia i utwierdza mnie że jesteśmy w świetnym położeniu. W moim cierpieniu, krzyżu, we wszystkich tajemnicach mojego życia: radosnych, chwalebnych, światła, bolesnych jest nasz Pan. On Jest wielki i potężny, a Jego mądrość niewypowiedziana. Każdego dnia warto w modlitwie porannej pomodlić się o mądrość, wierność, ufność.
Daj Boże dochować wierności temu postanowieniu. Bogu niech będą dzięki.
My, ludzie, sami tworzymy swoje własne problemy – czy to twierdzenie może być prawdziwe? Nasz brak mądrości okazuje się przecież źródłem złych wyborów, decyzji i nieszczęść, z których największymi w ich konsekwencji zdają się być nasze uczucia niepogodzenia się z tym, że nie jesteśmy panami swojego szczęścia. Brak jest nam mądrości, ale i woli do działania w wierności tego, co nam ona, mądrość, podpowiada. Adam i Ewa gdyby okazali się wierni Bogu, to takie postępowanie – wierne Bogu – dziś odczytalibyśmy jako postępowanie mądre. Inaczej, w życiu, w jakim ludzie nie wiążą się z mądrością, a i my nie robimy tego zawsze, jeszcze trudniej będzie znaleźć nam sens w codzienności. A jeszcze trudniej go znaleźć, kiedy podejmujemy decyzje, jakie uznawaliśmy za mądre i takimi były, ale inni nas oszukali, a razem z nimi życie nasze. Jeszcze trudniej, gdy cierpimy. To jednak nie Bóg na nas zsyła nieszczęścia, to nie Bóg zsyła na nas choroby, ból, strach. To nie jest nasz Bóg, który jako jedyny jest dobry. To nie do Niego winny być kierowane nasze zarzuty na trudy życia. On dał nam życie i wszystko dobre, co je tworzyło, my zaś źle tego użyliśmy, bo zdecydowaliśmy się nie wybierać zawsze dobro, ale sprawdzać czy alternatywny wybór nie będzie równie dobry. Dla Hioba nie było alternatywy, tak jak dla Boga – i Hiob i Bóg są wierni. Hiob jest wierny dobrym wyborom, robiąc to ze względu na Boga. Bóg jeśli daje, daje jedynie dobro i temu jest wierny. Zło, żadne zło nie pochodzi od Niego. Hiob cierpiący, nierozumiejący skąd to cierpienie, kiedy sam jest dobry, ujawnia jeszcze jednego bohatera naszego życia, choć nie bierze udziału w dyskusji Boga, Hioba i jego przyjaciół. to jest istota osobowa, jak my i Bóg. To od niego zło pochodzi, to stając się jemu wiernym, nie Bogu, przynoszę i ja zło na świat – którego doświadczam sam i doświadczają go inni. jakie na to lekarstwo? Pamiętajmy zatem, jak to się stało, że Bóg znów przywrócił na nowo godne, po ludzku, życie Hiobowi? Bo ze względu na jego dobre wybory, na jego wierność Bogu, za jego modlitwę za przyjaciół jako człowieka Bogu wiernego, Bóg nie ukarał jego przyjaciół za mówienie nieprawdy z przekonaniem, za mówienie nieprawdy o Bogu, za brak szacunku dla Hioba, który cierpi nie za swoje winy, ale jest wierny Bogu, mimo przeżywanych nieszczęść. Historia Hioba pokazuje zatem, że nasza wierność Bogu może być naszym udziałem w zbawianiu innych. Hiob, jak Jezus cierpi niewinnie, ale takie cierpienie ma wielki sens. Za to cierpienie i wierność, Bóg ofiarowuje nam życie na nowo. W ten oto sposób, Hiob cierpiący jest zapowiedzią Chrystusa, którego śmierć zbawi każdego, kto się do Niego przyzna jako przyjaciel, mimo błądzenia i braku mądrości. Te czytania niedzielne to jak wielkie wołanie, byśmy uznali siebie za członków ciała Chrystusowego – bo w nim, w ciele cierpiał, ale cierpienie to miało sens. Wielki sens i nasze cierpienie w ciele, niezasłużone przez nas, to jak przedłużanie życia Jezusa, który odkupia świat. To jest nasze powołanie na co dzień.
Bardzo dziękuję za te homilie, kolejne czytam z radością i zainteresowaniem. Te niedzielne czytania niby proste a nieoczywiste o. Zdzisław świetnie tłumaczy. Bardzo dziękuję. 🙂