Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na XXVIII niedzielę zwykłą

1. Chciałbym zaproponować czytelnikom klucz do zinterpretowania dzisiejszej sceny ewangelicznej. On ma na imię Abraham. Autor listu do Hebrajczyków nazywa go ojcem wiary, typem człowieka, który po usłyszeniu obietnicy, wierzy, ufa Bogu, jest wewnętrznie przekonany, że pomimo niepłodności Sary i ich podeszłego wieku, zostanie ojcem. Wiara Abrahama jest drogą. Rozpoczyna się ona w bardzo konkretnej sytuacji życiowej. Abraham żyje w dużym klanie rodzinnym, który troszczy się o jego bezpieczeństwo i pomyślność. Nie mając potomka czuje się jednak nieszczęśliwy i niespełniony. Bóg, który złożył mu obietnicę zostania ojcem wzywa go do wyjścia z ziemi rodzinnej, do pozostawienia majątku, do opuszczenia tych, którzy byli gwarantem jego bezpieczeństwa i pomyślności. Ma iść do kraju, który Bóg mu ukaże. Abraham zaufawszy obietnicy Boga wyrusza, zostawia wszystkich i wszystko, co dawało mu bezpieczeństwo i pewność siebie, wszystko, na czym mógł się oprzeć. Bóg jest jego przewodnikiem, obrońcą, przyczyną sprawczą poczęcia i narodzenia syna. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwej do spełnienia. On spełnia tęsknotę Sary i Abrahama. Mówiąc językiem I czytania Abraham okazał się mądrym, opanował sztukę dobrego i sensownego życia, które polega na zaufaniu w życiu Bogu.

2. Człowiek z ewangelii jest w podobnej sytuacji. Wg ludzkiej miary rozumienia szczęścia ma wszystko. Czegoś mu jednak brakuje. Jest niepewny swego zbawienia, szczęścia. Ta niepewność musiała być dla niego poważnym problemem. Ewangelista Mk powagę jego sytuacji kreśli słowami: przybiegł do Jezusa, upadł przed Nim na kolana i prosił. Jezus poważnie potraktował Jego życiowy problem. Podobnie, jak do Abrahama mówi do niego, zostaw wszystko, co masz, co w oczach twoich daje ci siłę, poczucie bezpieczeństwa, pewność, znaczenie i wyrusz w nieznaną drogę, chodź za mną. Ja uczynię twoje życie spełnionym i dam ci serce pełne pokoju. On jednak nie wyruszył za Jezusem. Pozostał w miejscu, smutny, ze swoimi lękami, niepewnością zbawienia, bez pokoju serca.

3. Mamy oto dwie osoby, dwojakie podejście do Boga, dwa typy reakcji na wezwanie Boga, dwa sposoby życia. Jeden opiera się na zaufaniu pokładanym w Bogu, a którego owocami jest błogosławieństwo, pokój serca, szczęście i poczucie sensu życia, drugie – niezdolność do zaufania Bogu, niezdolność do powierzenia swego życia Bogu, kurczowe trzymanie się tego, co konkretne, wymierne, czyli dostatku, bogactwa. Owocami tego sposobu życia są smutek, lęki, niepewność zbawienia, brak pokoju serca, stanie w miejscu, brak rozwoju, bliskości Boga.

4. Św. Ignacy Loyola w „ĆD” zwraca uwagę, że jeśli ktoś już odrzucił grzech, czyni dobro i chce iść za Jezusem, wtedy zaczyna być kuszony pozorami dobra. Jakimi? Weźmy jako przykład człowieka z dzisiejszej Ewangelii. W judaizmie dużą wagę przywiązywano do dobroczynności. Uczynkami miłosierdzia wobec bliźnich można było zasłużyć sobie na nagrodę w niebie. Jeśli byłeś człowiekiem bogatym i dawałeś hojne jałmużny to mogłeś zasłużyć sobie na większą nagrodę. Dlatego szatan podsuwa mu pod pozorem dobra nęcący dylemat – jeśli posłuchasz Jezusa, rozdasz swe mienie biednym jednorazowym darem i pójdziesz za Jezusem, jako Jego uczeń – to stracisz na zawsze możliwość dawania jałmużn, czynienia bliźnim dobra, a tym samym zasługiwania na większą nagrodę w niebie. Szatan odwołuje się w nim do nieuporządkowanego uczuciowego przywiązania do rzeczy stworzonych, dobrych, które on lubi i które przynoszą mu jakąś korzyść, dobro, pożytek.

To uczuciowe przywiązanie do jakiś dóbr, konkretnych osób, naszych wyobrażeń o Bogu, o życiu wiecznym sprawia, że nie potrafimy zaufać Jezusowi, Jemu się powierzyć. Często mówimy, że pragniemy się modlić, być przy Jezusie, ale jeśli notorycznie nie udaje nam się wprowadzić tego pragnienia w czyn, usprawiedliwiamy się, że nie znajdujemy czasu, bo mamy wiele szlachetnych zajęć. Twierdzimy, że zależy nam na budowaniu relacji z naszymi bliskimi, ale odkładamy zwyczajną rozmowę z nimi, która tę relację rozwija, bo inne dobre sprawy bardziej nas zaprzątają. I zawsze znajdziemy rozumny argument, że właśnie tak trzeba. De facto co innego jest dla nas ważniejsze niż deklaracja o modlitwie, o pielęgnowaniu relacji. Nieświadome przywiązania.

Jezus proponuje nam drogę do wewnętrznej wolności, która, jeśli taka jest wola Boża, korzysta z dóbr, a jeśli nie, to je w danej chwili zostawia. W osiągnięciu tej wolności Bóg działa razem z człowiekiem.  Św. Ignacy uważa, że przywiązania mogą być oczyszczone jedynie przez przylgnięcie do Jezusa jako naszego największego bogactwa, Który ma moc by nasz egoizm obumierał. Św. Jakub do tego by dodał – nasz egoizm leczy modlitwa Bożym słowem. Módlmy się za siebie, abyśmy poszli za Jezusem i we współpracy z Nim stawali się ludźmi wewnętrznie wolnymi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *