Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na drugą niedzielę Bożego Narodzenia
1. Drugie czytanie z dzisiejszej liturgii słowa otwiera przed nami możliwość pogłębienia tajemnicy BN i uchwycenia jego znaczenia dla nas. Św. Paweł rozpoczyna swój list do Efezjan od uwielbienia Boga. Od błogosławienia Boga rozpoczyna się każda modlitwa pobożnego Żyda w ciągu dnia. „Pochwalony, błogosławiony bądź Panie, Boże nasz i Boże ojców naszych”. Dlaczego każda modlitwa indywidualna i wspólna rozpoczyna się od wielbienia i dziękowania Bogu? Kto zna historię Izraela oraz historię Kościoła ten wie, jak wiele miłości i miłosierdzia okazał Bóg Izraelowi i Kościołowi. Jak wiele dla nich uczynił na przestrzeni długiej historii. Pismo Święte wymienia tylko część z nich. „Wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”. Byliśmy w planach Boga zanim jeszcze powstał świat. Bóg nas wybrał i umiłował zanim urodziliśmy się. Jakie to wyzwalające i pocieszające dla wszystkich, którzy ciągle zadają sobie pytania – czy jestem owocem miłości moich rodziców, czy oni mnie wystarczająco kochali, czy kochali mnie inni członkowie rodziny? Bóg zawsze mnie kochał i nigdy nie przestanie mnie kochać.
W kontekście okresu BN bardzo pasują kolejne wymienione przez św. Pawła racje dla wielbienia Boga. „Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. … napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie”. Narodzenie Jezusa z Nazaretu jest wyrazem miłości Boga do nas. Kto uwierzył w Niego i przyjął Go do swego serca ten nazwany jest dzieckiem Boga i otrzymuje od Niego wszelkie błogosławieństwo, czyli stwórczą moc Boga, która sprawia, że z Bożą pomocą dam radę we wszystkich okolicznościach życia i nie muszę się zamartwiać, co będzie ze mną lub czy dam sobie radę. Czyż nie jest to bardzo radosne i pocieszające?! A my często zadajemy sobie i Bogu pytania – czy dam sobie w życiu radę, czy Bóg jest ze mną, czy mi błogosławi, czy udziela mi swego Ducha, czy mnie przemienia?
2. Oczywiście to tylko niektóre formy Bożej obecności w naszym życiu, to tylko niektóre z Jego dzieł uczynione dla nas, dla mnie. Każdy jest przez św. Pawła zachęcany do przedłużenia sobie tej listy Bożych dobrodziejstw. Dlatego w końcowym fragmencie św. Paweł napisał: „Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach”. Św. Paweł słysząc o wierze i miłości, jakie przejawiają się we wspólnocie w Efezie, dziękuje Bogu za wszystkie osoby i za wszystko, co się dzieje w tej wspólnocie. Także my wzorem Pawła mamy dziękować Bogu za wszystkie osoby, które Bóg stawia nam na drodze życia. Mamy dziękować Bogu za wszelkie dobro i za wszelką miłość, jakiej doświadczają inni ludzie, różne wspólnoty religijne i świeckie. Na koniec św. Paweł poleca Bogu wspólnotę w Efezie. Ktoś, kto patrzy na historię i widzi w niej wiele znaków Bożej obecności oraz Bożego działania, ten z ufnością prosi Boga o konkretne dary dla swej wspólnoty. Niech to będzie dla nas zachętą byśmy modlili się bardziej za innych niż za siebie i swoich bliskich. Wyczytałem w dzienniczku św. Faustyny, że Bóg najwięcej daje nam wtedy, kiedy prosimy o Boże miłosierdzie dla innych a nie dla siebie.
3. Zostaliśmy zaproszeni, by poprzez refleksję nad Bożym Słowem a nade wszystko przez modlitwę uwielbienia i błogosławienia Boga głębiej wnikać w tajemnicę Bożego Narodzenia. Uczestniczymy w Eucharystii, w modlitwie uwielbienia i dziękczynienia, którą zanosimy do Boga za dar wcielenia Jezusa Syna Bożego. W Niego uwierzyliśmy i w Jego imię zostaliśmy ochrzczeni a to znaczy, że Bóg mnie zrodził, zmienił moją egzystencję. Od momentu chrztu świętego rozpoczął ze mną proces czynienia mnie dzieckiem Boga, czynienia mnie podobnym do Jezusa Mesjasza. Kard. Cantalamessa w trzeciej medytacji na tegoroczny Adwent przeprowadził interesującą analogię między fizyczną aborcją i macierzyństwem zastępczym a duchową aborcją i duchowym macierzyństwem zastępczym. Można począć dziecko, ale go nie urodzić, np. na skutek aborcji, czyli grzechu. Można też urodzić dziecko, ale go nie począć, bo zostało „wszczepione” surogatce.
I oba te niebezpieczeństwa grożą osobom wierzącym. Może ktoś począć Jezusa, czyli zostać ochrzczonym, ale może Go nie urodzić, bo nie wypełnia usłyszanego Słowa, nie podejmuje żadnej współpracy z Bogiem. Ziarno nie wydaje plonu, bo nie ma w życiu takiej osoby modlitwy, życia sakramentalnego i miłości urzeczywistnianej przez Ducha Świętego. Ktoś taki ciągle coś postanawia, ale wszystko pozostaje w sferze myślenia życzeniowego. Stale pozostaje dzieckiem, nie osiąga dorosłości.
A drugie zagrożenie, to próba poczęcia Jezusa przez samowolne rodzenie Go w sobie. Człowiek chce urodzić Jezusa Mesjasza, ale On nie został w nim poczęty mocą Ducha Świętego. Tacy ludzie czynią wiele dobra, ale nie czynią go z serca, z miłości do Boga, z właściwą intencją. „Działają pod wpływem nawyku, hipokryzji, szukając swojej chwały, swego pożytku” – pisze kardynał. Albo sądzą, że przez samą wierność przepisom i prawom uzyskają podobieństwo do Jezusa. Wtedy Jezus Chrystus nie rodzi się w nich z wnętrza, z serca, „przez czyste sumienie”, lecz jest „kimś” wymuszonym z zewnątrz jak w przypadku matki zastępczej. Chrystus nie poczyna się w nich dzięki łasce, wewnętrznemu przyjęciu Słowa w sumieniu, lecz czysto zewnętrznie. Ale to jest pozorny Jezus Chrystus, mocarz na glinianych nogach. Przychodzi jakiś życiowy kryzys, zdrowotny zakręt i taki człowiek widzi, że jego Chrystus nie działa, jest słaby. I co wtedy? To widzimy każdego dnia obserwując ludzi młodych i średnim wieku. Jezus przestał być dla nich Kimś ważnym.
Najnowsze komentarze