Na Jego obraz i podobieństwo – rozważania na Niedzielę Wielkiego Tygodnia
Iz 50, 4-7; Flp 2, 6-11 ; Mk 15, 1-39
Wszystkie niedzielne czytania odnoszą się wprost do Osoby Jezusa. Pierwsze czytanie jest proroctwem o Nim i Jego zapowiedzią, drugie jest świadectwem o Chrystusie. Ewangelia zaś to szczegółowy opis ostatnich godziny Jego życia i Jego śmierci. Wszystkie trzy teksty są bardzo jednoznaczne i bardzo spójne w relacjonowaniu osobowości Jezusa, Jego Ja. Taki był Chrystus żyjąc w ciele. Taki był Chrystus, żyjąc na ziemi wśród nas. Poznając postawę Jezusa na podstawie wszystkich trzech czytań, Jezusa żyjącego jak my w ciele, każdy sam w sercu może ocenić swoją postawę, swoje ja, jak bardzo jest na obraz i podobieństwo Jezusa. Sami też możemy ocenić, jak wielu jest wśród nas tych, o których Bóg, dokonując dziś oceny ludzi nam współczesnych tak jak dokonywał jej oceniając Adama i Ewę tuż po ich stworzeniu, mógłby powiedzieć o nich: tak, oni są na Mój obraz i podobieństwo, oraz że jako istoty stworzone przez Boga są bardzo dobrzy?
Użycie określenia: bardzo dobre w odniesieniu do człowieka jako Bożego dzieła, ma podwójny sens. Pierwszy można odczytać poprzez Słowa Boga Ojca, wypowiedziane do uczniów Jezusa, na górze Jego Przemienienia: To jest Syn Mój umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie. Zestawienie tych dwóch kontekstów w jeden wątek mówi dziś niezwykle stanowczo: czy Bóg Ojciec miałby w nas upodobanie? Czy nasze przemienienie staje się każdego dnia, wytrwale, konsekwentnie, mimo kuszenia do czynienia inaczej? Czy o naszym przemienieniu, którego początkiem jest narodzenie się na nowo, a do którego wzywał Jezus na ziemi, możemy powiedzieć, że jest: bardzo dobre?
I jeszcze jedna, ważna perspektywa i sens rozważania dzisiejszych czytań, a w szczególności Ewangelii. Nader często, czytając tę część Ewangelii, opisującą ostatnie godziny życia Jezusa, wzbudzamy w sobie współczucie dla Niego jako żyjącego w ciele, dla Jezusa jako człowieka. Myślimy o tym, co musiał znieść, zastanawiamy się, czy sami byśmy tyle znieśli, myślimy z gniewem o oprawcach Jezusa, o niegodnych kapłanach oraz uczonych w piśmie i o ich manipulacji prostymi ludźmi, jakiej oni dopuścili się, by zabić Jezusa. Jak wielu z nas, może i my sami, na tym się tylko zatrzymuje? Kto z nas, choć raz, nie myślał o sobie tak współczującym Jezusowi, jak o kimś zyskującym zasługi w oczach Boga?
Dobrze, że tak przywiązujemy nasze serca do najbardziej dramatycznemu w historii ludzkości zdarzeniu. Jednak rozważmy jednocześnie, jak się ma, właśnie tak wyrażane przez nas współczucie, do słów Jezusa, który zwrócił się do kobiet stojących na drodze krzyżowej, naturalnie bardziej skłonnych do głębokich emocji niż mężczyźni, a które opłakiwały Jego mękę. Jezus w pełni świadomy Swej misji, którą wypełniał aż do końca, zwrócił się do nich tak: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!
W kim z nas budzi się złudzenie, że Jezus nie do nas mówi, a do tych wyłącznie, konkretnych kobiet, które przecież nie żyją od kilku tysięcy lat. Któż z nas nigdy nie zlekceważył wartości tej sceny, uznając, że te słowa oddają jedynie historyczną sytuację? Kto z nas to sobie uświadamiając, nigdy nie uznał, że słowa wypowiedziane do grupy kobiet, nas w ogóle nie dotyczą i możemy nadal płakać nad Jezusem?
Bo i dlaczego mielibyśmy nie płakać nad Jezusem cierpiącym, ale nad sobą i nad naszymi najbliższymi? Czy może dlatego, że nie jesteśmy jeszcze na Jego obraz i podobieństwo? Czy może dlatego, że nasze ciała więcej mówią, niż nasz duch? Warte jest to namysłu. Bowiem Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo Swoje. Więcej nawet, bo Bóg patrząc na swoje dzieło, człowieka, stwierdził po namyśle, że odwzorowanie w człowieku Jego Samego jest bardzo dobre. To zaś oznacza takie samo, czyli bardzo dobre odzwierciedlenie Jego Istoty w człowieku. A człowiek przecież różni się od Boga tym, co nazywamy ciałem. Bóg jest istotą duchową. Wymiar cielesny, w związku z tym, nie opisuje wprost Boga Ojca i Stwórcy wszystkiego, nie opisuje wprost Jego istoty. Bóg Ojciec jest istotą wyłącznie duchową. Jego Syn, Jezus, we wszystkim uznany za człowieka z wyjątkiem grzechu, podobnie jak my, nie jest przez nas i sobie współczesnych postrzegany jako istota wyłącznie duchowa. Nie tylko Jego Duch, ale i ciało zatem, opisuje Jego istotę. Duchem różni się człowiek od wszystkich innych stworzeń, jakich dzieło stworzenia nastąpiło przed człowiekiem. Człowiek jako jedyny spośród stworzeń jest istotą cielesno-duchową. Obdarowanie człowieka duchem było wystarczające i konieczne do określenia przez Boga jako bardzo dobre swego stworzenia – człowieka. I nas nie tylko zatem opisuje nasz duch, ale i nasze ciało.
Bóg Stwórca określił to stworzenia – człowieka jako: bardzo dobre. jak to można zinterpretować? Tak, że to dzieło odwzorowywało Boga bardzo dobrze i do Niego było bardzo podobne. Bliższe było przez to Bogu niż to stworzenie, jakie powołał do życia przed człowiekiem. To właśnie duch, jako część natury człowieka, istoty cielesno – duchowej sprawia, że Bóg ocenia człowieka jako stworzenie co do istoty, bardzo dobre. To oznacza też, że ciało człowieka, którego Bóg stworzył i umieścił w raju, było na tyle poddane duchowi, iż wprost zjednoczone z duchem i tak, w ten oto sposób, bardzo podobne do Boga Stwórcy, istoty duchowej. Ciała pierwszych ludzi, stworzonych przez Boga, przed popełnieniem niewierności wobec Boga, było tak zjednoczone z duchem jak z Duchem było zjednoczone ciało Jezusa. Przez to, Bóg z radością i miłością ocenił człowieka za Jemu podobnego i na Jego wzór. Przez to ocenił stworzenie za bardzo dobre, czyli inaczej niż ocenił Bóg inne istoty, które ducha nie posiadały. Duchem był człowiek zjednoczony z Bogiem, ale i ciałem był zjednoczony? Czy ciało może być przebóstwione?
Na Górze Przemienienia Uczniowie Jezusa widzieli trzy osoby, które były duchowymi istotami. Był to Mojżesz, Eliasz i Jezus, który przemienił się cały. Jego ciało przybrało taki blask jak osoby, które nie były obleczone w ciała, a z którymi Jezus rozmawiał w obecności uczniów. Byli oni zdumieni tym widokiem, sami czuli się tak wyjątkowo, że zaproponowali postawienie namiotów, uważając, że to co widzą jest taką rzeczywistością, jaka ich otacza na co dzień – materialną. Jezusa ciało stało się zatem inne, uduchowione. A może się przebóstwione? Tak bowiem można rozumieć przejście ciała człowieka w inny, duchowy i Boski wymiar. Co to dla nas oznaczać może?
Każdy z nas ma inną misję, ale nie jest nią zbawienie całego świata. To zrobił już za nas Jezus i nie musieliśmy w żaden sposób zabiegać, prosić, zasługiwać na dary, jakie na nas spłynęły z tej ofiary. Dziś, wszystkie teksty czytań swoją konsekwencją w opisywaniu Jezusa i Jego Ja, Jego osobowości jako żyjącego w ciele, zapraszają do popatrzenia z prawdziwą miłością na swoje własne życie, na życie naszych bliskich. Takiego patrzenia nam bardzo potrzeba. Patrzenia właśnie pełnego miłości. Potrzeba patrzenia na siebie i na innych, na to co w nas i w innych jest najcenniejszego z miłością tak, by zachować lub by nie stracić najcenniejszej perły. Dzisiejsze czytania brzmią jak wołanie do naszego serca o rozważenie, co z miłości do Boga, który podarował każdemu z nas najcenniejszą z pereł, jaką jest Jego Miłość i uzdolnienie do Jej odwzajemnienia, możemy uczynić my.
Co możemy zrobić, by życie stało się na podobieństwo sługi wiernego, otrzymującego od swego Pana, przed Jego wyjazdem talenty i powiększającego ich liczbę? Pan ocenił tych właśnie jako sługi dobre i dał im jeszcze więcej. W kontekście dzisiejszych czytań, co to oznacza dla nas? Już niebawem i nasz Pan nas opuści, wstąpi do nieba. Już niebawem obdarzy i nas talentami. Zrobi to w Duchu Świętym. On nas uzdolnić może do życia na obraz i podobieństwa życia Jezusa. A w takim życiu Bóg ma upodobanie. Słuchając Ducha Świętego w swoim ciele, możemy nie tylko zachować Jego dary, ale i więcej jeszcze otrzymać. Dzięki Duchowi Świętemu staniemy się uczestnikami tej służebności, która przemienia się w królowanie.
Autor: Andrzej Roter
Najnowsze komentarze