Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na XIII niedzielę zwykłą
1. W Mateuszowym fragmencie mowy misyjnej skierowanej przez Jezusa do swoich uczniów sześciokrotnie pojawia się czasownik przyjąć, udzielić gościnności, zaopiekować się kimś. Wokół tego motywu rozwija się akcja dwóch dzisiejszych czytań: kobieta hebrajska, która przyjmuje w gościnę proroka Elizeusza, uprzedza zaproszenie Jezusowe, według którego „kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma”.
Biblijna gościnność nie rodzi się tylko z pragnienia czynienia dobra czy z wrażliwości społecznej, ale z przekonania, że za stroną zewnętrzną wszystkiego kryje się sam Bóg. Ewangelia Mateusza przypomina nam przede wszystkim trzy kategorie osób, które noszą w sobie podobieństwo do Pana. Są to: prorocy, sprawiedliwi i mali, czyli ludzie mało znaczący, ubodzy, pokrzywdzeni przez życie. Pewne przysłowie rabinackie głosiło: „…kto przyjmuje ucznia, jakby gościł mistrza”. Nie jest ważne to, że nie rozpoznajemy natychmiast przedstawicieli Boga. W rozdziale 25 swojej Ewangelii Mt powie, że sprawiedliwi będą się dziwić, gdy się dowiedzą, że w osobach chorych, prześladowanych, więźniów, głodnych i wygnańców ukrywał się sam Jezus Chrystus. Nie dlatego działali, że oczekiwali nagrody w niebie, ale czynili dobro ludziom z czystej miłości. Dopiero u schyłku życia, na sądzie, dowiedzą się, że w człowieku małym i cierpiącym służyli samemu Panu.
2. W naszych czasach w wielu wymiarach życia osobistego i społecznego widać wyraźnie, jak trudno jest przyjąć „drugą osobę”. Kimkolwiek ona jest: dalekim obcokrajowcem, członkiem innej partii politycznej czy nawet kimś bliskim. Trudno jest nam przyjąć starszych rodziców, poczęte dziecko, osoby chore na ciele czy duszy. Niełatwo też otworzyć drzwi przed tymi, którzy dokonują wyborów innych niż nasze. Zauważamy, że przyjęciu drugiej osoby towarzyszy ryzyko konieczności rezygnacji z czegoś na rzecz kogoś drugiego. A to nas przeraża.
Jednak takie ryzyko może oznaczać też odkrycie: odkrycie miłości, która może wzrastać i nas samych przemieniać. Inna osoba nie jest bowiem nieznajomym, przed którym należy się bronić, ale raczej tajemnicą, darem, samym Bogiem. Ta zaś zawiera w sobie bogactwa przeznaczone do odkrycia. Jeśli ją przyjmiemy możemy doświadczyć szczęścia, które jest zawarte w dawaniu siebie innym. Pan Jezus przypomina nam, że w osobie, którą przyjmujemy, jest wyczuwalna Jego obecność. Kiedy więc rezygnujemy, choć trochę, że swojej przestrzeni i własnego czasu, umacniamy już istniejące więzi, ale też otwieramy się na nowe przyjaźnie. Podzielić się tym, co wiemy i potrafimy, tym, co posiadamy jest koniecznym warunkiem, by wejść do rodziny Bożej, by móc owocować.
3. Trudno nam przyjąć taką logikę działania, bo sami jesteśmy niewolnikami swego ego, które chce brać, mieć, konsumować, cieszyć się nieograniczoną wolnością. Do nas jednak kieruje swą Ewangelię, czyli dobrą nowinę Pan Jezus. On sam tak żył i nam ją dziś proponuje. Tę właśnie logikę każdy chrześcijanin powinien sobie przyswoić a właściwie nauczyć się jej w szkole Jezusa. Modlitwa Bożym Słowem, przyjmowana Komunia, codzienna praktyka życzliwości wobec bliźnich sprawiają, że powoli Pan Jezus nas zmienia, upodabnia do siebie. Prośmy w czasie tej Eucharystii Ducha Świętego, aby tak samo jak zmienia chleb i wino w Ciało Jezusa Chrystusa, także nas przemienił, byśmy na podobieństwo samego Mistrza innych przyjmowali, udzielali im gościny, traktowali jak siostry i braci. Amen.
Najnowsze komentarze