Bracie, wejdź na swoją górę Horeb

Rozważanie na XIX Niedzielę Zwykłą

Czytania: 1 Krl 19, 4-8; Ef 4, 30 – 5, 2; J 6, 41-51

 

Dwa przymioty, dobry i miłosierny, o jakich mówi w dzisiejszym pierwszym czytaniu święty Paweł do Efezjan, obecne w podejmowanych na co dzień przez człowieka działaniach, są potwierdzeniem obecności Bożego Ducha w jego życiu. Są też potwierdzeniem tego, do kogo należy. Jezus, przeżywając Swoje życie w ciele, był dobry i miłosierny. On należał do Ojca we wszystkim, co czynił i czynił to Jego mocą.

Jezus wiele razy litował się nad konkretną osobą i udzielał się potrzebującemu bardzo konkretnym dobrem. Zlitował się nad głębokim smutkiem Marty i Marii, siostrami Łazarza złożonego w grobie, któremu przywrócił życie. Zlitował się nad tymi, którzy przyszli do Galilei w okolice Kafarnaum, aby Go słuchać. On uzdrowił ich chorych, nakarmił chlebem i rybami, choć były tam pięć tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Zlitował się nad niewidomym, który nie był w stanie wyprzedzić tych, którzy pierwsi zauważali w sadzawce Betesda poruszenie wody. Jemu Jezus przywrócił wzrok. Zlitował się nad Malchosem, który zraniony mieczem przez Piotra stracił ucho podczas pojmania Jezusa w Ogrodzie Oliwnym w czwartkowy wieczór przed Paschą. I na koniec, o czym opowiada dzisiejsza Ewangelia, dał Swoje ciało na pokarm wszystkim, którzy pragną życia wiecznego. A nie ma większego dobra dla człowieka niż życie i to wieczne. Jezus je ma, jest Tym, w którym jest życie wieczne i On nim się udziela. On, Bóg tożsamy z Ojcem, ale obleczony ciałem człowieka, udzielając się dobrem do końca Swojego życia w ciele, przebóstwił je. Wiara w Jego Imię, wiara w Niego, pozwala z Niego zaczerpnąć życie wieczne. 

Jezus każdym działaniem nieustannie potwierdzał, że jest dobry, a Jego życie w ciele było dobre i innych prowadziło do dobra. Wielu ludzi w Jego sytuacji tym dobrem nie udzieliłoby się, uzasadniając to brakiem czasu, a może brakiem takiej możliwości. Uzasadnieniem mógłby być zbyt wielki koszt udzielenia pomocy czy niezasługiwanie przez drugiego człowieka na wparcie, czy też konieczność zadbania o siebie samego. Argumentów w sytuacjach próby jest pod dostatkiem. I to takich, które można interpretować jako pozornie racjonalne. A Jezus, mimo świadomości, że osoby jakim udzielał pomocy może nie wykażą woli do odwzajemnienia się Bogu za nią, to On nadal był dobry. Czynił tak z głęboką pokorą na drodze do Swojej śmierci w ciele. Tak ujawnił, że jest dobry, a dobro Jego jest bez żadnej skazy. A jednocześnie, czyniąc dobro wbrew wydaje się wszystkiemu i mimo wszystko, ujawnia jakim On jest w działaniu. Jest miłosierny.

Miłosierny, to udzielający się dobrem mimo świadomości, że świadczone dobro może nie przemienić życia tych, którym dobro jest udzielane. Ich reakcją na dobro może nie być postawa wzajemności w dobru, a obojętność, czy wprost odpłacenie za nie złem. Jezus doświadczając zła pozostał dobrym. To jest wielka tajemnica życia w ciele: wielce cenną perłą do odnalezienia jest relacja duchowa z Bogiem tych, którzy miłują bliźnich, a to znaczy udzielają się dobrem. Wielką tajemnicą jest zachowanie tej perły w życiu codziennym.

Od człowieka i jego wolnej woli, a zatem od jego decyzji zależy, jakim pragnie być i jakim jest. A kryterium oceny kim chciałby i kim jest człowiek, jest Dobro. Decyzję o tym każdy musi podjąć świadomie, dobrowolnie, a jej treść ujawnia się w działaniu. Nie można być dobrym z własnego przekonania, czy na podstawie opinii o dawnym dobru, jakie ktoś uczynił. Dobrym się jest w działaniu tu i teraz. Nie wcześniej i nie w planach, czy w mocnych postanowieniach. Decyzja o czynieniu dobra jest nakazem dla wierzących, a niepodjęta właśnie przez nich jest niewiernością wobec Ducha Świętego, jakim zostali już obdarzeni i czego mają świadomość. O tym mówi w drugim czytaniu święty Paweł, by Ducha Świętego nie zasmucać.

Miłosierny to także ten, który udzielając się dobrem jest gotów czynić to nadal wobec tych, którzy je odrzucili, lub go nie odwzajemniają i jednocześnie jest on gotów wybaczyć tym, którzy nie wiedzą co czynią, odpowiadając na dobro złem.

Niezasmucanie Ducha Świętego to też decyzja do podjęcia przez człowieka wierzącego. Nie wystarczy ta o przyjęciu Ducha Świętego, choć obie leżą w wolności człowieka. Nie potrzeba do jej podjęcia żadnego cudownego zdarzenia, nie potrzeba szukać na potwierdzenia, że On Jest żadnego cudownego znaku. Duch Święty jest codzienny, jest pokorny. Jest jak powiew łagodnego wiatru i dlatego potrzeba być czujnym, uważnym wewnętrznie, by to poczuć, zauważyć. A On jest gotów na udzielaniem się dobrem każdemu kto o to prosi, kto jest gotów Go wziąć w każdy dzień przeżywania swojego życia. Każdy dzień jest dla każdego człowieka wiary próbą i każdy z ludzi chciałby postąpić najlepiej jak to możliwe w każdej takiej sytuacji. Duch Święty podpowiada, co czynić; trzeba tylko rozpoznać, że On jest i słuchać Jego podpowiedzi.

Człowiek wiary inaczej i w innej perspektywie niż poganie, o jakich wspominał święty Paweł w drugim czytaniu z XVIII Niedzieli Zwykłej, winien patrzeć na swoje życie. Pisze o tym i daje nam do zrozumienia święty Paweł, także dziś w liście do Efezjan. Bo nadal między Efezjanami już przecież nawróconymi jest gorycz, uniesienie, gniew, znieważanie, wrzaskliwość. Te emocje, postawy, reakcje wskazują na to, że nie zawsze ci, do których pisze święty Paweł, postępują dobrze, nie zawsze udzielają się dobrem i nie zawsze wybierają dobro. Świadomość tego prowadzić winna każdego człowieka wiary do głębokiej i prawdziwej pokory w ocenie siebie samego i innych. Ta zaś – pokora – stanie się pozytywnym nakazem do przemiany, którego nie da się potraktować inaczej, niż osobiście.

Wiara winna wyrażać się dobrem; na pewno tym i tylko tym. Wiara, do której przyznawałby się człowiek, a nie niosłaby dobra, nie łączyłaby ludzi dobrem byłaby martwa, a może nawet byłaby kłamstwem, fałszem. Oby i o nas Jezus w dni sądu nie powiedział, że jesteśmy grobami pobielanymi, a uważaliśmy się za uduchowionych i lepszych w wierze od innych. Podmiotem naszej wiary jest Bóg Dobry, jest Bóg udzielający się wyłącznie dobrem i będący Dobrem. My jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo i to jest też nasze powołanie. Jednak, nasze działanie może nie wypełniać tego powołania do bycia na Jego obraz i podobieństwo. Bóg, nieustannie, mimo niewierności ludzi, mimo niewdzięczności za dobro, jakiego doświadczają, udziela się tym samym dobrem jakim się dotąd udzielał, bo jest Miłosierny. Kocha Bóg ludzi miłością miłosierną, bo nieodwzajemnianą przez wszystkich, choć Jego dobro jest dla wszystkich dostępne. 

Tym dobrem, jakim Bóg się udziela dziś ludziom jest Duch Święty. On jest Duchem Jedności Jezusa i oraz Boga Ojca. Jezus jest prawdziwie podobny i na wzór Ojca Swego, jest tym Samym Bogiem, bo jest w Bogu Ojcu, a On, Bóg jest w Nim. To Duch Święty, jeśli się na Niego otworzyć uzdalnia człowieka do zmiany swojego życia tak, by był właśnie w tym życiu, w życiu w ciele, jedno z Bogiem. Otworzyć się na Niego to stwierdzenie jednoznaczne. Jednak, jego interpretacja co do tego, co ono praktycznie oznacza, może nastręczać trudności i rodzić różne odpowiedzi w praktyce codziennego życia.

Otworzyć się, to jest powiedzieć osobiście – zapraszam – do Ducha Świętego. Wystarczy powiedzieć to tak, jak umiem teraz, takim językiem jaki używam, z taką wiarą jaką mam teraz, z takim pragnieniem otwarcia się na Ducha Świętego, jakie przeżywam teraz i z taką świadomością co to znaczy dla mnie, jaką mam teraz. A w codziennym, prozaicznym i zwykłym życiu będzie Bóg. Życie pozostanie takie, jakie jest teraz, ale zyska taki wymiar, jakiego nie posiadało dotąd. Człowiek zyskuje świadomość dobra, jakiego doświadcza, jakim jest Bóg i zyska pokój. To jest wielki cud prawdziwej wiary i tak jak Eliasz będziemy posileni na naszą drogę życia.

Do nas należy podjęcie decyzji o tym, czy wstać i dalej iść, czy uczynić inaczej: tak jak początkowo czynił to sam Eliasz, który kładł się po posileniu znów spać. Eliasz ostatecznie podjął dobrą decyzję, wstał i poszedł. Zapewne i my podejmowaliśmy w przeszłości podobne decyzje, a zarazem to jest ten rodzaj decyzji, która jest zawsze przed nami. Mimo, że sami uważalibyśmy, że jesteśmy krańcowo zmęczeni innymi ludźmi, że jesteśmy krańcowo zmęczeni samymi sobą, to posileni tym pokarmem, jaki pochodzić będzie od naszego Boga będziemy dokonywać nadzwyczajnych rzeczy w swoim, wydawałoby się zwykłym życiu, którym czujemy się już wyczerpani. Posileni bożym pokarmem, będziemy żyć w pełnej jego akceptacji i będziemy dokonywali podobnych cudów, jak to zrobił Eliasz. A co jest cudem w jego doświadczeniu wiary? Cudem jest to, że Eliasz nie miał sił do życia, że pragnął by Bóg zakończył je, a posilony przez Boga, usłyszawszy nakaz wewnętrzny, wstał i szedł przez 40 dni i nocy. Podobnie jak w Eliaszu, odbudowane zostaną nasze siły w wymiarze duchowym i wejdziemy, tak samo jak wielki prorok Eliasz, na górę naszego życia.

Eliasz, który prosił Boga o śmierć, posilony przez Niego dotarł na świętą Górę Horeb. A to góra, na której Mojżesz otrzymał tablicę z Dziesięcioma Przykazaniami, a zatem na której przez przykazania przyjęte przez Mojżesza odnowione zostało przymierze między Bogiem i Jego ludem. Doświadczenie Eliasza jest znakiem tego, że każdy z ludzi nie tylko jest powołany do przeżywania swojego życia aż do końca, ale nadto, w jedności z Bogiem wystarczy mu sił do tego, by wejść na swoją, własną górę Horeb.

Jaki jest warunek wejścia na swoją własną górę Horeb, na górę życia?

Potrzeba jest usłyszeć głos Boga. Czy to tak, jak Samuel, który usłyszał głos samego Boga, czy tak jak Eliasz, który usłyszał głos Anioła bożego. On brzmi w nas! I Samuel i Eliasz usłyszeli ten głos. Tak, jak powiedział Jezus w dzisiejszej Ewangelii, nikt nie może przyjść do Boga, jeżeli go nie pociągnie Ojciec. Jak pociągnąć On może człowieka? Bóg mówi do człowieka osobiście, mówi do niego językiem duchowym. Każdy może Go usłyszeć i nie może być prawdą i nie jest nią, że mówi tylko do wybranych. Ale tylko niektórzy są zdecydowani, by Go usłyszeć.

Patrząc na doświadczenie Eliasza, potrzeba jest odważyć się żyć, odważyć się podjąć działanie takie i tak, jak głos ten podpowiada. Nie musi nikt bać się zmiany, jakiej doświadczy człowiek słuchający głosu Boga. Bo czy życie proroka Eliasza stało się diametralnie inne i takie, jakiego on nie chciał? Nie, nadal był prorokiem, tym samym Eliaszem, ale jego codzienność zmieniła się, bo życie zyskało wartość, o którą warto zabiegać, dla której warto podjąć trud. Eliasz zaakceptował życie, jakie miał i pokonał swoje ograniczenia. A czy życie Samuela, sługi świątynnego, który miał się rozwijać pod opieką Helego, stało się diametralnie inne? Nie. I Samuel nadal był tym samym sługą w świątyni, ale jednocześnie, jak mówi 1 Księga Samuela: Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię. Wszyscy Izraelici od Dan aż do Beer-Szeby poznali, że Samuel stał się rzeczywiście prorokiem Pańskim. Samuel, który przeznaczony był do stanu duchownym, stał się rzeczywiście prorokiem Pańskim. To jest ten rodzaj głębi, jakiej doświadcza człowiek, słuchający głosu Boga. Tak sięga człowiek wieczności, a do tego co do zasady nie potrzeba zmiany stanu, zawodu, miejsca pracy, zamieszkania.

Bóg chce być w nas ze Swoim Duchem. Jezus objawił nam Kim On jest. To Duch Jedności z Bogiem Ojcem. Przyjmując Go mamy zadatek i moc do bycia Jedno z Bogiem, tak jak Jezus dokonywał tego w całym Swoim życiu, w każdej życiowej próbie. Ta właśnie zmiana jest prawdziwie konieczna, a jest wejściem na drogę prawdziwie Pańską, Królewską. Ta droga prowadzi na Górę Horeb w każdym, codziennym, zwykłym życiu zwykłych ludzi. Ona jest przede wszystkim drogą w duchu, bo jest drogą słuchających głosu Pana w swoim wnętrzu. Ten głos, w duchu, który od Boga pochodzi nie odbiera nikomu życia jakie ma, nie wzywa on do porzucenia tego, jakie to życie jest co do stanu, zawodu. Ten głos zachęca do działania w jedności z Nim właśnie w tym życiu, jakie mamy. Ten głos duchowy, wewnętrzny wzywa każdego do udzielania się dobrem w życiu, jakim teraz żyje. I każdy, w każdym czasie, w każdym stanie, miejscu jest zdolny do podjęcia decyzji o udzieleniu się dobrem. Tego Bóg chce i tak każdy z ludzi słuchających Boga, który nieustannie zaprasza do przymierza z Nim, staje się prorokiem i Jego apostołem. Życie nabiera głębi, na którą człowiek wychodzi. Tą głębią jest wymiar duchowy, przestrzeń pojednania się z Bogiem. W tej jedności On wypełnia i kieruje życiem człowieka.

Nie jest to łatwe dla człowieka, by tak uczynić. Nawet dla człowieka wierzącego, co pokazuje cała historia zbawienia. Trudnym jest zachować jedność z Bogiem w każdym czasie swojej codzienności. Każdy z ludzi jest kuszony do pozornego spełniania się w pysze. I to na różne sposoby i w różnych okolicznościach. A do zaakceptowania życia w Duchu potrzeba jest pokory, a dla jej zachowania potrzeba wielkiej uważności. Nie wolno jednak popadać w rozpacz, zniechęcenie z tego powodu, kiedy uznamy, że nie jesteśmy doskonalsi niż inni. To również pokazuje nam doświadczenie Eliasza z pierwszego czytania. W każdej takiej próbie nie zaniedbujmy komunikowania się z Bogiem, to również pokazuje doświadczenie Eliasza, opisane w pierwszym czytaniu. Eliasz zwraca się do Boga, a On odpowiada przez Swego posłańca, podpowiadając co ma czynić i napełniając go nowymi siłami do życia.

Trzeba też uświadomić sobie wielką prawdę, że Jezus żyje teraz. Razem z Ojcem są Jedno, z Bogiem, którego imię Jest Który Jest. On nie odszedł do Boga Ojca w taki sposób, że jest nieobecny tu i teraz. Jezus udzielał się dobrem, kiedy żył w ciele i czyni tak właśnie teraz, kiedy Jego ciało jest już przebóstwione. Nadal, wciąż, nieodmiennie Jezus udziela się dobrem w Duchu Świętym. To dobra nowina dla nas. Każdy człowiek wierzący w Niego, ufający Mu i Jemu wdzięczny za dobro, jakim się nam udzielił i nadal udziela, wejdzie na swoją własną górę Horeb, na górę pojednania. Wszystko cokolwiek czynimy, ma być górą pojednania.

 

Autor: Andrzej Roter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *