Homilia o. Zdzisława Wojciechowskiego na XXXIII niedzielę zwykłą

1. Także dzisiejsze czytania liturgiczne przygotowują nas do przyjęcia perspektywy eschatologicznej, czyli końca świata, także końca mojego świata. Ew. mówi o hojnym obdarowaniu nas przez Boga, o naszej misji w świecie, o świadectwie życia.

Czym Bóg nas obdarował? Nie tylko naturalnymi możliwościami, uzdolnieniami, talentami. To byłoby mało. Czym zatem? Ewangelie pokazują nam Jezusa jako wędrownego kaznodzieję. Chce On dotrzeć ze swoim orędziem do wszystkich. Najkrócej brzmi ono: przybliżyło się do was w mojej osobie panowanie Boga, Jego bliskość i miłość. Pierwszym darem, który człowiek otrzymuje to dobra nowina, że Bóg go szuka, troszczy się o niego, kocha go. Ale Jezus także gromadził przy sobie ludzi. Wąskie 12 osobowe grono apostołów oraz większe złożone z kobiet i mężczyzn grono swoich uczniów. Andrzej, pierwszy z powołanych, po czasie spędzonym z Jezusem, idzie szybko do swego brata i mówi – „znalazłem Mesjasza”. Ten wierząc swemu bratu idzie także za Jezusem. Jestem uczniem Jezusa Mesjasza.

Jakie inne jeszcze dary otrzymaliśmy? Autor Listu do Hbr ujmuje to zwięźle. Chrześcijanie „zostali oświeceni, zakosztowali daru niebiańskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali słodyczy słowa Bożego i mocy przyszłego wieku” (Hbr 6, 4-5). Jest to aluzja do wiary, chrztu świętego, bierzmowania, Eucharystii, mocy mądrości Słowa, nadziei życia wiecznego. Te dary przewyższają wszelkie naturalne talenty.

Św. Paweł pisze w Liście do Efezjan, że poganie, zanim stali się domownikami Boga, „nie mieli nadziei ani Boga na tym świecie” (Ef 2, 12). Posiadali wiele różnych talentów, ale… nie mieli nadziei na życie po śmierci, nie mieli Boga na tym świecie. Być domownikiem Boga to mieć przystęp do Ojca, być blisko Niego, dzięki Chrystusowi – pisze św. Paweł. Dla ówczesnych pogan, zwłaszcza Greków, było to coś niewyobrażalnego. Owszem, bogowie są, ale raczej nikt nie chciał się z nimi spoufalać, bo oni ludzi nie potrzebują. Chrześcijanin ma w sobie nadzieję, ma obok siebie kochającego Boga, jest z Nim we wspólnocie miłości.

I ostatnia sprawa, która przed Jezusem była szczególnie mroczna i paraliżująca. Lęk. Abraham Heschel w książce „Prorocy” pisze, że cała starożytność tonęła w mrocznym lęku. Grecka mitologia przerażała całą plejadą najwymyślniejszych potworów, porażała gniewem i zazdrością bogów. Co więcej, nad bogami było jeszcze ślepe i wrogie fatum, bezosobowy los. Człowiek czuł się bezradny, samotny, ponieważ bez względu na to, co by zrobił, pozostawał igraszką tajemnych sił. Chrześcijanin nie musi żyć w lęku. Przyszłość moja, moich bliskich, Kościoła, świata jest w ręku dobrego i kochającego nas Boga.

2. W dzisiejszej przypowieści Pan Jezus mówi każdej i każdemu z nas, tyle otrzymałeś od Boga. Bóg daje wiele, ale również oczekuje dzielenie się tym bogactwem z innymi. Żaden sługa nie dostał pieniędzy, by je pomnażać dla siebie. Nikt z nas nie został ochrzczony tylko dla siebie. Gdy dobro się rozdaje, to się je powiększa. Stąd mowa w przypowieści o nadmiarze. Pierwszemu słudze dodano jeszcze jeden talent, który ostatni sługa zakopał. „Mieć” to chcieć się zaangażować razem z Duchem Świętym w dzieło odnowy świata, w jego nieustanne stwarzanie. Dramat naszego Kościoła polega na tym, że większość jego członków wtajemniczonych zostało w rytuał, a nie przygotowano ich do pełnienia misji. Oczekiwano od nich znajomości Pisma świętego, katechizmu, zasad moralnych ale nie oczekiwano od nich pełnienia misji. Sakramentów udziela się im ciągle w nagrodę, a nie jako pomoc w wypełnianiu misji. Wg Pana Jezusa ten kto otrzymał wiele a nie „dzielił się” tym z innymi, temu na sądzie zabiorą to co skrzętnie chował tylko dla siebie. Módlmy się nawzajem za siebie byśmy przez życie szli śladami tych, którzy pomnażali otrzymane talenty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *