Zobaczcie co wybieracie

Rozważanie na XXV Niedzielę Zwykłą

Czytania: Mdr 2, 12. 17-20 ; Jk 3, 16 – 4, 3 ; Mk 9, 30-37

 

Cierpienie sprawiedliwego

Księga Mądrości nie daje nam dziś wizji bezpieczeństwa i pokoju w życiu. Nie daje nadziei na to, że dzięki zastosowaniu jej wskazań zyskać można powodzenie w życiu, unikając poważnych problemów, życiowych katastrof, unikając bólu i cierpienia. Mądrość, jaką dzisiejsze czytanie z tej księgi się nam ujawnia, to nie do uniknięcia w życiu fakt, że niesprawiedliwość ma swoją moc. Niesprawiedliwość potrafi i chce używać siły wobec tych, którzy jej nie szukają, nie posługują się nią, nie chcą znać jej zasad. Jednak, nawet mimowolnie, ten kto czyni sprawiedliwość, jest głośnym, wyraźnym i jednoznacznym wyrzutem dla tych, którzy czynią niesprawiedliwość. Oni nie dadzą spokoju sprawiedliwemu właśnie z powodu jego sprawiedliwego życia. Oni nie oddadzą mu sprawiedliwości. Jego życie bowiem to jak światło, którego niesprawiedliwi chcieliby uniknąć. To światło zatem będą chcieli zgasić. Warto sobie to uświadomić, kiedy w porywie uniesienia i pragnienia pogłębienia praktyki naszej wiary zdecydujemy się być dobrym jak nasz Pan.

Dobro jest jedynym kryterium sprawiedliwości w perspektywie Boga Stwórcy, który prawdziwie Dobrym Jest i Dobrem się udziela i przez nie się ujawnia. Nie można wierzącym w Niego wybierać niczego innego niż sprawiedliwość, by być uznanym za udzielającego się dobrem i wierzącego w Dobro. A ponieważ dobro, jakim udziela się sprawiedliwy żąda od niego łagodności, cierpliwości, a nawet w pierwszym rzędzie wobec zło czyniących, zderzenie sprawiedliwego ze złem i jego postawa wobec zła i zło czyniących kryje w sobie tajemnicę zbawienia i życia wiecznego.

Nieustannie w każdej chwili naszego życia dokonujemy jakiegoś wyboru, wyboru tego co czynić mamy, co czynimy i jak czynimy. W każdym momencie naszego życia wolni jesteśmy i to, co wybierzemy, jest przedmiotem wyłącznie naszego wolnego wyboru. Czy wybierze człowiek deklarujący wiarę w Boga, czy zgodzi się na cierpienie, jakiego zapewne i nieodwołalnie dozna od zło czyniących człowiek sprawiedliwy wybierający Boga i Jego sprawiedliwość? A może deklarujący wiarę porzuci sprawiedliwość i wybierze metody obrony przed zło czyniącymi, przed niesprawiedliwymi, posługując się w tej obronie środkami, jakich oni też używają, by nie doznać cierpień? Zło i niesprawiedliwość, niosące ze sobą ból, cierpienie, jeśli go próbować uniknąć w jednej sytuacji, zapewne sprowokują podobną sytuację niebawem. Sprawiedliwy, jeśli prawdziwie takim jest w działaniu, w uczynkach swoich, będzie doznawał cierpień. Będąc wiernym sprawiedliwości do końca swoich dni, nieustannie, nieodwołalnie będzie cierpiał. Wybierając wiarę w Boga Jedynego, nie można nie czynić sprawiedliwości. Zgoda na to, co się stanie w Jego imię niesie wielką godność, niesie pokój, choć przed wieloma oczami są one ukryte głęboko, bo w pokorze.

Zmartwychwstanie to nie jest priorytet?

Nie jest łatwo przyjąć to, co nieodwołalne. Przecież każdy człowiek jest wolny. Jako istota wolna może z tym, co zdaje się być nieodwołalne, walczyć albo ostatecznie przed tym uciec. Jezus zaś, i to jest obraz z dzisiejszej Ewangelii, otwarcie zapowiada uczniom Swoją śmierć. Czy On nie jest człowiekiem wolnym? Co prawda, zapowiada też i Swoje zmartwychwstanie. Ale przecież dla jakże wielu ludzi, może nawet dla zdecydowanej większości, ważniejsze jest życie tu i teraz. I uczniowie o to się sprzeczają, idąc za Jezusem. Życie musi mieć sens, to prawda bliska każdemu człowiekowi, może zatem nie dziwić to, że oni sens ich życia widzą w tym, kto jest większy od innych i dlaczego. Bo przecież oni idą za Jezusem… Inny sens życia, ten na jaki Jezus wskazuje otwarcie, a jakim jest śmierć sprawiedliwego w ciele, która uwalnia życie wieczne, jest przed uczniami, ukazanymi dziś w Ewangelii, głęboko ukryty. Jest nieistotny, kiedy życie toczy się tu i teraz, a oni idą za wielkim prorokiem.

Życie tu, życie z takim sensem, jaki znają i akceptują, to zaprząta uczniom głowę, wywołuje emocje w rozmowach, próbują ustalić co, można by powiedzieć sprawiedliwego. Uczniowie chcieliby za swoje poświęcenie, za chodzenie za nauczycielem, mieć już nagrodę. Domagają się sprawiedliwości w tej sprawie i widzą ją jako różne nagrody za różne zaangażowanie, a przede wszystkim chcą jej tu i teraz. Nie chcą mieć w nagrodę za swoje aktualne życie, pełne według nich poświęcenia wydaje się zasadnie, że kompletnie bezużytecznej śmierci, kiedy ich Pan jest tak wielki i czyni wielkie cuda. Stąd nie słuchają Jezusa. Oni nie chcą stracić życia, oni chcą je zachować. Nie chcą tracić swojego życia, nawet z Jego powodu. On Jest Panem, zatem sprawiedliwym będzie, że On podzieli się z nimi panowaniem.

Ze śmiercią każdy z Jego uczniów był oswojony jak każdy człowiek, który jej doświadcza wśród bliskich, znajomych, w rozmowach, opowieściach. Zmartwychwstanie – to co innego. Ale oni nie wierzą w to, by mówienie o śmierci Jezusa, by tym bardziej śmierć Jezusa miała jakikolwiek sens, kiedy narasta sława Jezusa jako proroka, męża bożego, Syna Boga. Stąd uczniowie mają inny priorytet w swoich rozmowach, ich tematem są honory jakie można odbierać w toczącej się codzienności. Nie wybierają śmierci i umierania jako konsekwencji wyboru tego, jakim ma być odtąd ich życie. Bo przecież nie mogą żyć inaczej niż ich Mistrz, a jest już sławny. Dlatego uczniowie nie przyjmują nadal zapowiedzi śmierci jako konsekwencji wierności temu, jak żyje ich nauczyciel. Kto ma rację: Mistrz czy jednak Jego uczniowie? Uczniowie są przekonani o swojej racji: On, Pan i Wielki Prorok, który czyni wielkie cuda, zaprzeczający z łatwością nawet śmierci, bo przywołał do żywych Łazarza, co prawda mówi o Swojej śmierci, ale ich fascynuje bardziej życie w ciele, niż życie wieczne. To drugie, jakie to musi być dla uczniów nieoczywiste, odległe, jak opowiadanie o wielkich prawdach w przypowieściach, których przecież nie rozumieli, mimo chodzenia za Jezusem przez trzy lata.

Zastanowię się nad tym jutro

O tym paradoksie, jakim jest chwalebna śmierć i umieranie żyjąc tak jak Mistrz, mówi dziś Jakub Apostoł w swoim liście. Jakub mówi o mądrości zastosowanej w codziennym życiu. Mówi też o tym, jakie ta mądrość przynosi owoce: miłość, zgoda, pokój, miłosierdzie. Ale mówi też święty Jakub o tych, którzy nie żyją mądrze, mimo, że uważają się za wierzących w tego samego Boga. Deklaracje wiary nie wystarczą, a nawet opinia i podziw, choćby pozorny czy pozorowany, jaki okazywany jest przez wielu niby wierzącym, to Bogu nie wystarczy! Wiara bez uczynków jest martwa, nie jest ona w stanie przebóstwiać ciała deklarujących wiarę, bo takie życie nie łączy z Bogiem, wprost przeciwnie. O takich „wierzących” Jezus mówił, że są grobami pobielanymi. Obłuda jest silną kotwicą dla prawdziwego życia, dla życia wiecznego deklarujących wiarę. Może być środkiem do zyskania honorów już tu i teraz, to prawda, ale w przestrzeni bez Boga. Obłuda nie zastąpi prawdziwego fundamentu i prawdziwego sensu w życiu pozornie wierzących. Takie, obłudne deklarowanie wiary nie przeniesie życia w ciele w duchowy jego wymiar, którego Królem jest Bóg. Do tego królestwa, w wymiarze ducha, Jezus i to Jezus nie inny jak cierpiący, jest jedyną i prawdziwą drogą. Sprawiedliwość dzieje się w każdym czasie, w każdej nowej sytuacji, dzieje się tu i teraz, stąd nie powinno się odkładać wniosków z tych rozważań na jutro. Już dziś może być wielkie święto w niebie z powodu jednego nawróconego.

Życie oddać za przyjaciół swoich – to za mało!

To znamy: oddanie życia za przyjaciół swoich to dowód prawdziwej miłości. To prawda, bo miłość idzie przed sprawiedliwością, którą jest Sam Bóg. A dziś w Ewangelii Jezus mówi nie o oddaniu życia za przyjaciół. Jezus mówi o przyjęciu dzieci. Dlaczego o tym mówi? To za dzieci każdy, kto czuje się rodzicem, opiekunem, jest gotów życie swoje oddać. I taką postawę Bóg sugeruje nam, do takiej zachęca, do niej przekonuje. Dla naszego dobra, dla sięgnięcia po wielką godność i po najcenniejszą z nagród. Przyjąć trzeba nam Jego naukę jak dziecko. Jak dziecko, jakim trzeba się zaopiekować, jakie trzeba wytrwale wychowywać, by wzrastało, dojrzewało, ale jeśli przyjdzie czas, to za nie trzeba oddać życie. I to z przekonaniem, jakie daje wyłącznie miłość do dziecka. A ta jest jakże naturalna i wydaje się bezbolesna. Do tego Jezus przekonuje w dzisiejszej Ewangelii. Jego naukę należy pokochać jak własne dziecko, On nam ją oddaje w opiekę, a my mamy wychować ją na świadków naszych i jeśli trzeba dać świadectwo swojej miłości, to mamy to uczynić. To dziecko ma się w nas narodzić, a początkiem tego nowego życia jest Jego Słowo, a zatem On Sam.

Zatem, zobaczcie, co wybieracie: sprawiedliwość, którego jedynym kryterium jest dobro, czy jej przeciwieństwo, jej zaprzeczenie? Dziś potrzeba jest to postanowić: zobaczcie co wybieracie.

 

Autor: Andrzej Roter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *